Muzyka

poniedziałek, 29 czerwca 2015

...

Czternaście
Sofi 
Powoli kieruję się schodami w górę do jego mieszkania.Po chwili rękoma wyczuwam,że jestem pod drzwiami.Instynktownie szukam dzwonka i naciskam go.
Słyszę głośne kroki,które się zbliżają i dzwięk otwieranych drzwi...
-Cześć,wejdz-zaprasza mnie,więc wchodzę do środka.
-Hej,gdzie jest Amy?-pytam 
-Śpi,ale niedługo powinna się obudzić-odpowiada mi spokojnie.
-Śpi? Ona nigdy popołudniami nie spała...-odpowiadam lekko zdziwiona.
Co jeszcze mnie może zdziwić..?
-Byliśmy na nartach i była bardzo zmęczona,więc zasnęła.
Noi masz ! Narty? Chyba zwariuję...
-Na nartach?-jeszcze bardziej się dziwię.Mogłeś mi powiedzieć,że zamierzasz uczyć ją na nartach.-odpowiadam z irytacją.
-A niby po co? Tylko panikowałabyś i tyle-odpowiada mi.Wyczuwam lekką ironię w jego głosie,ale puszczam to mimo uszu.
-Tylko się martwię i tyle ! Nie rób ze mnie matki,która na nic nie pozwala!
-Lepiej zajmij się sobą,a potem myśl o innych...I nie masz się czym martwić-odpowiada,podając mi kubek gorącej herbaty...Z hukiem odstawiam go na miejsce i wstaję zdenerwowana.
Co za kretyn ! 
Chcę coś powiedziec,ale nie daje mi...Tylko zadaje kolejny cios...
-Muszę przyzwyczaić się do opieki nad Amy,przecież jeszcze rok i...
-Zamknij się ! Musisz taki być?! I po co to wszystko mówisz?!-krzyczę nie panując nad sobą.
Gdybym mogła to w tej chwili byłby już martwy...
Widzę,że chce coś powiedzieć,ale przerywam mu Amy,ktora wchodzi do kuchni zaspana...
-Czemu krzyczycie? -pyta zaspanym głosem.
-Cześć skarbie-mówię i nawet nie zwracam uwagi na jej pytanie.
-Mamuś ! -podbiega do mnie i mocno przytula-Mamo,chodz do pokoju ! Pokażę ci moje narty.
Prowadzi mnie do pokoju i wręcza coś ciężkiego do rąk.Zapewne do narty.
-Są czerwone i strasznie ciężkie! Jednak już umiem dobrze jezdzić !-słyszę jak bardzo się cieszy.Widać ,że sprawia jej to frajdę.
-Bardzo się cieszę kochanie.Mam nadzieję,że będziesz najlepsza-mówię odkładając narty na bok.

Thomas
Cholera jasna ! Jak ja mam jej do powiedzieć? Jak z nią zerwać? Nawet nie wiem jak zareaguje...
Może wszystko będzie dobrze? Przecież ona taka pogodna,na pewno nie będzie się tym przejmować...
Może...
Gorzej jak się wścieknie ,ale chyba nie jest taka...Teraz zdałem sobie sprawę,że kompletnie nie znam swojej dziewczyny...
Byłej dziewczyny...No prawie...
Dopiero teraz spostrzegam,że już od dobrych kilku minut stoję pod drzwiami.Naciskam lekko klamkę ,zaraz serce mi wyskoczy.
Wchodzę...co ma być to będzie i tyle.
-Jestem ! Słyszę jak krząta się po kuchni i coś tam robi.
-To dobrze-odpowiada mi tak spokojnie i jeszcze się uśmiecha...
Dziewczyno utrudniasz ! A gdzie pytania gdzie byłem,czemu mnie tyle czasu nie było itd? No gdzie ! 
Zwariuję...
-Musimy porozmawiać-odpowiadam stanowczo i siadam koło stołu.
-No..dobrze-słyszę w twoim głosie lekkie zawahanie.Jednak masz lekki niepokój ! 
-Posłuchaj...Nie wiem jak ci to powiedzieć...Jesteś naprawdę wspaniałą dziewczyną...
Stara gadka szmatka i tyle...
Widzę jak uważnie mi się przyglądasz i widzę...twoj strach? Chyba tak...
-Sabrina ja cię nie kocham,zrywam z tobą-mówię pewnie i wstaję kierując się w stronę pokoju po swoje rzeczy.
Nie mam pojęcia jak zareaguje,jest taka spokojna ,zbyt spokojna...
Chyba zbliża się burza...
Najszybciej jak potrafię pakuję swoje rzeczy i schodzę na dół.
-Masz inną prawda?-pyta mnie podchodząc bliżej..
Oj chyba się zaczyna...
-To nieistotne-odpowiadam spokojnie ubierając kurtkę.
-To Sofi-bardziej stwierdza niż pyta.Jest poddenerwowana i coraz bardziej mnie zaskakuje...
-Skąd wiesz?-pytam.
-Myślisz,że nie widziałam jak na nią patrzysz.Na kilometr bije od ciebie miłość do niej !0ma lekko podniesiony głos.Takiej jej nie widziałem...
I jak na nią patrzę? O co chodzi?
-Dlaczego ona !? Przecież ona jest beznadziejna ! Niedługo umrze,a ty jesteś z taką...
-Lepiej nie kończ-mówię jak najspokojniej potrafię.
-Bo co mi zrobisz?! Lepiej się zastanów Thomas ! Ja nie odpuszcze,jeszcze się policzymy.zobaczysz wrócisz do mnie ! A ta cała Sofi pożałuje!
-Sabrina uspokój się ! Zrozum,że cię nie kocham ! 
-To po co tak mówiłeś jeszcze parę miesięcy temu ! Jesteś podły ,wynoś się ! -krzyczy,a ja nawet ni zastanawiam się i wychodzę...
Cholera ! Nie wiedziałem ,że aż tak się wkurzy...Chyba nie będzie nic komplikować?
Nawet nie wiem do czego ona jest zdolna...oby do niczego

Sofi
-Muszę już iść-odpowiadam i kieruję się do wyjścia.
-Gdzie ci się tak spieszy? Chyba możesz z nami zjeść kolację?-pyta podchodząc do mnie.
-Przepraszma,ale czeka na mnie...
Naprawdę ja to powiedziałam ?! Chyba powinnam stracić głos,a nie wzrok...
-Kto na ciebie czeka? Jesteś z kimś?-pyta.Czuję jak zaciska rękę na moim nadgarstku.
To pięknie ! Jeszcze mi brakuje jakiś wywodów Eryka...
-Nie ważne,to nie twoja sprawa-mówię półszeptem.
-Nie byłbym tego taki pewny...
-O co ci chodzi? Nie jestem twoją właśnością ! Nie twoja sprawa z kim się spotykam ,co robię !-Próbuję wyrwać się z jego uścisku,ale to nie takie proste.Jednak czuję,że go rozluznia i podchodzi jeszcze bliżej...
-Daj spokój Eryk,między nami już jest skończone ,i nic się nie zmieni..-mówię otwierając drzwi i wychodzę.
-Jeszcze zobaczymy...

Sabrina
Chyba zwariował! Tak po prostu sobie wyszedł i nic z tego nie robi ! Niech go i tą jego Sofi szlag trafi ! 
Ja tak łatwo nie odpuszczę ! Ta szmata odbiera mi chłopaka i myśli sobie,że jej to ujdzie? Chyba zwariowała...
A gdzie ten cały jej Eryk?! 
Jest jedno wytłumaczenie,albo nie ma pojęcia z kim jest ta cała jego Sofi,albo zwariował i dał jej spokój.
Jeżeli to pierwsze,to musi jak najszybciej dowiedzieć się...
Jak się dowie z kim jest,to nie wątpie,że łatwo odpuści...
Bo ja nie odpuszczę ! Nie ma mowy! 
Biorę telefon i wykręcam jak dobrze znany mi numer...


wtorek, 23 czerwca 2015

...

Trzynaście
Wciąż nie mogę zebrać myśli...W mojej głowie istnieją tylko te słowa "bo cię kocham"
Milczę...
Stoję na przeciwko niego i nie mogę zebrać myśli...nie mogę nic powiedzieć.Nigdy nie spodziewałam się,że usłyszę coś takiego od niego...on mnie kocha...Chyba,tak chyba mnie kocha,choć nie jestem pewna a może jednak?
Boże co ja myślę ! Dlaczego miałabym mieć jakiekolwiek wątpliwości,jeśli tak powiedział,to tak jest...
Czuję,że dzielą nas milimetry,czuję jego niespokojny oddech,jest tak blisko...
-Thomas to co powiedziałeś to...to prawda? Takie słowa nie rzuca się na wiatr,one coś znaczą,coś naprawdę ważnego,bo jeśli to nie prawda to nie mów tak nigdy więcej-szepczę,nawet nie wiem dlaczego to powiedziałam.
-Sofi kocham cię,naprawdę cię kocham-mówi łapiąc mnie w pasie.
-No,ale...-nawet nie mogę dokończyć,bo zamykasz mi usta pocałunkiem...Nie spodziewałam się,że to się stanie tu i teraz...Całujesz mnie tak słodko,tak delikatnie...Błądze rękoma po twoim torsie i przyciągam do siebie jeszcze bardziej.Przesuwasz dłonią po moim biodrze i całujesz z każdą sekundą zachłanniej...

Thomas
Jesteś tutaj...Liczysz się tylko ty i ta chwila.Czuję jak przygryzasz wargę,jak rozchylasz usta i chcesz więcej...Ja też chcę,pragnę cię.Głaszczę cię po policzku,jest taki ciepły...
Błądzę rękoma po twoich biodrach podnosząc lekko koszulkę...Jesteś taka delikatnażebyś tylko wiedziała jak na mnie działasz.Tak bardzo cię kocham,udowodnię ci to,jesteś najważniejsza i tylko moja...Przesuwam cię w stronę ściany i zamykam w mocnym uścisku.
-Thomas...-słyszę twój cichy jęk.Oszalałem,przez ciebie oszalałem z miłości...Przesuwam dłońmi po udach i czuję jak pogłębiasz pocałunek...
Nagle odrywasz się ode mnie i widzę jak próbujesz patrzeć w moje oczy...Widzę jak sie usmiechasz i łapiesz mnie za ramię ciągnąc mnie w stronę schodów...Chyba nie tylko ja tego pragnę-Poczekaj-mówię i biorę cię na ręcę całując twoje usta,które są tak kuszące.
-Pierwsze drzwi po lewej-mówisz i zalotnie się uśmiechasz...
Kładę cię na łóżku jak najdelikatniej potrafię i po chwili już znajduję się na tobą.Czuję jak przyciągasz mnie do siebie i całujesz jak nigdy.Wkładam ręcę pod twoją koszulkę a ty po chwili ściągasz ją z siebie .Przez chwilę patrzę na ciebie i nie mogę oderwać wzroku...Jesteś idealna,tylko moja.
-Jesteś najpiękniejsza na świecie-mówię ci i widzę jak się rumienisz,jesteś jeszcze słodsza.Wracam dłońmi na twoje plecy i odpinam twój koronkowy stanik.Składam pocałunki na twoich piersiach,powoli ędruję w górę i całuję twoje ramię,obojczyk i szyję.Czuję jak naciskasz na mnie mocniej i zachłannie całujesz...Ściągam z ciebie dolną część garderoby i pozbywam się własnej.Delikatnie głaszczę wewnętrzną część ud,jesteś niespokojna i niecierpliwa...Całuję każdy zakątek jej ciała,napawam się tym widokiem i przedłużam tą niesamowitą chwilę.
-Thomas...proszę-szepczesz mi do ucha.Nawet nie zdawałem sobie sprawy jak mój dotyk sprawia jej taką przyjemność.Delikatnie rozchylam jej piekielnie seksowne nogi i delkiatnie wchodzę w nią ,aż w końcu zaczynam się powoli poruszać.Słyszę twój cichy jęk i czuję jak wbijasz paznockie w moją skórę,nie powiem żeby to nie bolało,ale ten ból jest nieziemski.Z każdą chwilą poruszam się w tobie szybciej.Odchylasz głowę do tyłu i zamykasz oczy cicho pojękując.Po chwili zaciszkasz ręce na moim karku powodując,że jestem jeszcze bliżej ciebie,czuję szybkie bicie twojego serca i niespokojny oddech.Poruszam się w tobie jak najszybciej mogę i czuję nieziemską rozkosz,która przyszła,a ty lekko się unosisz i opadasz otwierając oczy usmiechając się szeroko.
Opadam na ciebie i przygniatam własnym ciałem.Czuję jak głaszczesz mnie po policzku.Nie mam sił i nie chcę się podnosić,jednak po chwili już leżę koło ciebie i mocno cię przytulam.Patrzę na ciebie zafascynowany.Nie przestanę zachwycać się tobą,jesteś idelana,niepowtrzalana,mógłbym tak pozostać na zawsze.
-Kocham cię Thomas...-słyszę po chwili z twoich ust.
-Ja też cię kocham Sofi-mówię i zamykam oczy.

Sofi
Próbuję się podnieść...chcę wstać....,ale nie mogę.Coś ciężkiego mnie przygniata.Po chwili zdaję sobie sprawę,że to ktoś...mężczyzna
Thomas...
 Delikatnie odsuwam cię nie jest to łatwe,ale udaje mi się.Siadam na krawędzi łóżka i chcę wstać,ale przyciągasz mnie do siebie i zamykasz w mocnym uścisku.
-Thomas muszę wstać,więc uwolnij mnie-mówię ci,ale ty nic z tym nie robisz.Czuję,że jeszcze bardziej mnie przytulasz i delikatnie całujesz płatek ucha.
-A gdzie ci się tak spieszy?-pyta kierując pocałunki w stronę mojej szyi...Mimowolnie odchylam głowę pozwalając mu na więcej.-Widzę ,że ci się podoba-dodaje przerywając pieszczotę.
-Yhym...-tylko tyle jestem w stanie wypowiedzieć.Nagle przewraca mnie i znajduję się po nim.
-Thomas...proszę..-śmieję się między pocałunkami ,które są tak delikatne ,że aż łaskoczą moje ciało.
-I co się śmiejesz ? 
-Ła...sko..czesz-próbuję cokolwiek wydusić z siebie-Wez spadaj-mówię usmiechając się i lekko go popychając.Udaje mi się wyswobodzić z jego uścisku i wstaję kierując się w stronę łazienki.Nie mam z tym problemu...na szczęście.
-Wczoraj tak mi nie powiedziałaś !-słyszę jak krzyczysz,twój ton brzmi jak małego chłopczyka który nie dostał cukierka.
-Wczoraj to co innego ! -odpowiadam ci i zamykam drzwi do łazienki.
Biorę szybki prysznic i wycgodzę z pod prysznica kierując się w stronę lustra,jednak wpadam na kogoś..
Thomas...
-Czemu tu...-czuję jego słodki pocałunek,który składam mi nie dając dokończyć-...jesteś?
-Drzwi były otwarte ,więc..
-Aleś ty świnia !-mówię lekko go popychając-Długo tu jesteś?-pytam szukając szczotki.
-No dość tak ,ale dlaczego od razu świnia? Nic nie widziałem-pytasz głupiutkim głosem.
Nie mogę powstrzymać śmiechu,aż czuję ból w podbrzuszu.
-I bardzo dobrze,już chciałbyś nie wiadomo co widzieć-mówię ironicznie przeczesując włosy.
-Jesteś moja,więc mogę patrzeć kiedy chcę i ile chcę-mówisz przytulając mnie mocno.
-Twoja? Chciałbyś-mówię ponownie się śmiejąc.Wyobrażam sobie jaką musi mieć teraz minę,chcąc nie chcąc uśmiecham się na to wyobrażenie.
-Ty to jesteś niedobra ,co ja mam zrobić żebyś była taka miła jak wczoraj?-szepczesz mi do ucha.
-Nic ,po prostu bądz.Uwielbiam się z tobą droczyć i tyle,musisz to znieść-mówię całując twoją wewnętrzną część dłoni.
-Ładny widok w lustrze-słyszę z twoich ust.
-Gdybym mogła zobaczyć...-odpowiadam półszeptem.
-Zobaczysz i to nie raz-dodajesz i po chwili wychodzimy z łazienki.
Słyszę sygnał telefonu i odbieram telefon.Po drugiej stronie słyszę głos Eryka...
-Jeśli chcesz wpaść do Amy to czekamy.Będziemy po południu w domu-mówi mi beznamiętnym głosem.
-Dobrze wpadnę pózniej pa-mówię szybko.Nawet nie mam ochoty z nim rozmawiać...
Gdzie niby podziała się jego "miłość"? Odkąd dowiedział się,że nie widzę...to tak nagle się odkochał...Jedynie za co jestem mu wdzięczna to,że opiekuje się Amy...tylko tyle.
-Z kim rozmawiałaś?-z rozmysleń wyrywa mnie twój głos,i nadal mam ochotę się z toba droczyc.
-Z kochankiem-mówię z entuzjazmem,zalotnie się uśmiechając.
-Ja przez ciebie zwariuję-mówisz zgrezygnowany i podchodzisz do mnie obejmując mnie w pasie-A tak na prawdę?
-Z Erykiem-odpowiadam i czuję jak rozluzniasz uścisk "Czy jesteś zazdrosny?"-zastanawiam się.
-Jesteś zazdrosny?-pytam przytulając się do ciebie.Jesteś taki ciepły,czuję się bezpiecznie.
-Nie ,nie jestem-odpowiadasz mi,ale wyczuwam,że to nie do końca prawda.
-Taa wcale nie jesteś...Już to widzę.
-No dobra jestem,ale tylko trochę-mówisz broniąc się.
Zbliżam się do twojej twarzy i delikatnie całuję twoje usta.Zaczynasz poglębiać pocałunek,a zaraz całujesz delikatniej przygryzając moje wargi...I tak na zmianę...namiętnie i delikatnie.Chyba chcesz aby umarła z pożądania.Unosisz mnie ku górze i czuję,że schodzimy na dół...
-Myślałam,no wiesz...-mówię odrywając się od ciebie i czuję jak się rumienię
Boże co on ze mna robi...Jak on na mnie działa...Umrę z pożądania.
-Jesteś niegrzeczna wiesz? -słyszę i wiem ,że się uśmiecha.

Niech tak pozostanie...na zawsze
...bo cię kocham.

czwartek, 18 czerwca 2015

...

Dwanaśćie 
Obracam się z boku na bok...nie mogę zasnąć,od wielu godzin czekam na budzik,który wskaże mi godzinę siódmą.
Gorąco...
Wstaję z łóżka i kieruję się w stronę okna,otwieram je i czuję mrozny powiew powietrza,słyszę ciszę ,błogą ciszę...Powoli kieruję się, w dół w stronę kuchni.Cisza jaka panuje w domu jest przytłaczająca...,brakuje mi Amy,mojej Amy,wiem,że jest bezpieczna,ale wolałabym aby była tutaj ze mną,po chwili jednak przypominam sobie słowa pewnej osoby "Nawet nie potrafisz zająć się sobą,a co dopiero nią"-wzdycham,te słowa bolą,sprawiają niewyobrażalny ból,ale są prawdziwe...Z rozmyśleń wyrywa mnie głośna melodia "No tak już rano,kolejna noc nieprzespana..."-myślę i staram się zrobić jakiekolwiek śniadanie.Po walce z tą czynnością kieruję się w stronę schodów i...znów zle oceniam odległość i leżę jak długa na podłodze o mało się nie zabijając...

Thomas
Wszystko wydaje mi się takie sztuczne...Czuję się jak robot,robię wszystko automatycznie,treningi,zawody,zgrupowania,robię to ,bo chcę...to odrywa mnie od rzeczywistości,od uczucia które towarzyszy mi każdego dnia...uczucie jakbym coś stracił,coś cennego,coś do daje mi szczęście...Tylko co ? Sam nie wiem...
Patrzę na blondynkę,która szeroko się do mnie uśmiecha...Sabrina,wiecznie uśmiechnięta ,nigdy nie była smutna,nigdy nie musiałem jej pomagać,pocieszać,ani tym bardziej chronić...jest taka niezależna,zawsze radzi sobie sama...Przy niej problemy rozwiązują się same,fantastycznie co nie? Jakoś nie dla mnie...ja chciałbym kogoś móc ochronić,pomóc,doradzić,chciałbym jej to dać,tak jak próbowałem...
-Kochanie wszystko w porządku?-słyszę głos Sabriny.
-Tak w porządku -odpowiadam beznamiętnie i szybko wstaję z krzesła i kieruję się w stronę wyjścia.
-Gdzie idziesz?-pytam mnie zatroskanym wzrokiem.
-Wychodzę, niedługo wrócę-dodaję i zamykam drzwi...

Sofi
Obtulam się szczelnie szalikiem ,poprawiam grubą wełnianą czapkę i kieruję się w stronę drzwi.Czuję mrozny powiew wiatru,pogoda dziś do przyjemnej nie należy.Wiatr mocno targa mój szalik na wszystkie strony,nie mogę otworzyć nawet oczu przez padający śnieg.Kieruję się w stronę sklepu,który znajduję się dość daleko,ale co mogę zrobić? Muszę tam jakoś dotrzeć,pogoda mi w tym nie przeszkodzi.Poprawiam po raz setny czapkę,którą chce mi ukraść wiatr.Skręcam w lewą stronę i wiem,że jeszcze jakiś kilometr i będę znajdować się na skrzyżowaniu.Idę bardzo powoli,co chwilę ktoś trąca mnie i przeprasza.Cóż zbliża się Boże Narodzenie,wszyscy kupują prezenty,załatwiają zaległe sprawy,w mieście jest naprawdę chaos...Moja orientacja podpowiada mi,że jestem na miejscu,jeszcze jakieś 20 m i będę na światłach.

Thomas
Czuję się lepiej,jakoś lżej mi na sercu gdy wyszłem z domu,ale czy to dobrze? W mieście naprawdę jest ogromny tłok ,ale cóż zbliżają święta.No tak święta ,gdzie ja je spędzę w tym roku? Z kim? Dla innych odpowiedz jest prosta i oczywista,przecież spędzę je z ukochaną dziewczyną ,z rodziną,ale..no właśnie jest jedno ale...Sabrina.Z jednej strony nie zmieniła się ,lecz z drugiej strony nie ma już dla mnie dziewczyny w której się zakochałem,nie ma dawnej Sabriny...Nawet nie wiem kiedy dochodzę do skrzyżowania i idę w kierunku świateł i...widzę ją,tak to Ona...

Sofi
Teraz? Chyba powinnam przejść na drugą stronę,ale inni nie idą...Może przeszli już ,albo nie...
Szlag ! Mam dość zgadywania,jakbym była na innej planecie i jeszcze ten ból głowy,jakoś dziwnie się czuję,muszę przejść...Przechodzę....
Słyszę okropny pisk opon...Czuję jak ktoś mocno popycha mnie do tyłu i wpadam prosto w ramiona kogoś...Czuję,że to mężczyzna,znam go,znam ten uścisk ,znam ten zapach perfum...Co on tu robi,dlaczego jest tutaj,teraz?
-Nie rób tego więcej ! Dlaczego tak ryzykujesz?!-mówi poddenerwowany.
-Ja..ja chciałam iść do sklepu,tylko do sklepu-szepczę i czuję się bardzo słabo-Ja...
-Dobrze już nic nie mów idziemy do domu-odpowiada i kierujemy się w stronę domu.Słyszę dzwięk otwieranych drzwi.Ściąga mi czapkę,szalik,kurtkę,stoję nieruchomo "Co on tu robi? Dlaczego tu jest?"
-Jakaś ty rozpalona ! Masz gorączkę!-mówi dotykając każdej części mojej twarzy...:Co on wyprawia?!"
-Nie dotykaj mnie-mówię i idę w stronę salonu.
-Sofi-szepcze moje imię i łapie za talię przyciągając mnie do siebie...-Nawet nie wiesz jak bardzo się martwiłem...
-Martwiłeś? Dlaczego za każdym razem gdy coś jest nie tak,gdy mam kłopoty,ty pojawiasz się za każdym razem...
-Widocznie tak miało być Sofi...Widocznie to przeznaczenie.
-Przeznaczenie? Prycham.Jakie przeznaczenie?! Dlaczego ? Dlaczego tak się martwisz,tak mnie chronisz?-pytam i oczekuję odpowiedzi,którą słyszałam tysiące razy i jeszcze usłyszę...
-Bo...bo cię kocham...

"Nie spodziewałam się tego...
Usłyszałam dwa słowa "Kocham Cię"
I...nie potrafiłam nic powiedzieć..."

poniedziałek, 15 czerwca 2015

...

Jedenaście
Ciemność
Płytki oddech
Drżenie ciała...
i...i ten ból,który doprowadza do wariacji

Otwieram oczy i...ciemność? Powtarzam czynność jeszcze kilkakrotnie i nadal ciemność...
Gwałtownie podnoszę się i czuję czyjąś dłoń na swojej.
-Sofi-słyszę swoje imię wydobywające się z głosu blondyna,nie mogę go dostrzec...
-Thomas?-pytam drżącym głosem,nie umiem ułożyć nawet jednego zdania.
-Musisz odpoczywać,połóż się -zachęca mnie ,a ja szybko kładę się ponownie na łóżku.
-Dlaczego jestem...właściwie gdzie ja jestem?-pytam próbując cokolwiek dostrzec,lecz na marne...
-Jesteś w szpitalu,gdy wróciłaś z wycieczki z Erykiem coś się stało-odpowiada łapiąc mnie za rękę-Wszystko będzie w porządku-dodaję czuję,że się uśmiecha...
-Pamiętam tylko,że strasznie bolała mnie głowa,a potem...już nic-szepczę nabierając powietrza.-Czy możesz zaświecić światło ,jest za ciemno-dodaję.Słyszę jak się śmieje-Dlaczego się śmiejesz?-pytam zaskoczona.
-Sofi po co ci światło w środku dnia?-pyta mnie a ja zamieram w bezruchu...Serce gwałtownie przyspiesza-Ale...ale tu jest tak ciemno-jąkam się,czuję jak moje ciało zalewa zimny pot,cała drżę...
-Sofi spójrz na mnie-prosi mnie Thomas,a ja nie mogę,nie dam rady na niego spojrzeć,nic nie widzę-Nie mogę Thomas-szepczę,słyszę jak pod nosem przeklina ,a ja nie mam pojęcia o co chodzi...-Co się stało ?-pytam i wyczekuję odpowiedzi,której nie mogę się doczekać...
-Nic ,nic takiego-odparł ,a mnie krew zalewa..
-Powiedz co się stalo!-krzyczę i czuję jak mój puls niebezpiecznie wzrasta.
-Chodzi o to,że...że,twój guz jest takiej wielkości ,że naciska na twoje nerwy wzrokowe,dlatego nic nie widzisz-szepcze...
Cisza
Tysiące myśli
-To minie prawda?-pytam.Przez dłuższą chwilę nie ma odpowiedzi,po raz kolejny podczas tej rozmowy...-Zapytałam o coś-przypominam.
-Prawdopodobnie to nieodwracalne...-słyszę odpowiedz na którą czekałam,teraz wolałabym jej się nie doczekać...
Uśmiecham się ironicznie i zaciskam mocno palce,aż czuję,że nie dochodzi mi krew do nich...
-Sofi,ale...-słyszę jego głos i przerywam.
-Wyjdź -odpowiadam sucho i patrzę przed siebie,i tak nic nie widzę...
-Ale...
-Wyjdz -krzyczę uderzając pięścią w łóżko-Nie potrzebuję twojej litości-syknęłam opadając na łóżko.
-Jaka litość? Martwię się -odpowiada.
-Nie potrzebnie,martw się lepiej o siebie-dodaję beznamiętnie i zamykam oczy.
-Jestem twoim przyjacielem ,nie zostawię cię nigdy-słyszę jego cichy głos przy moim uchu...czuję przyjemny dreszcz,zaraz odpłynę...
-Nie ma między nami żadnej przyjazni-odpowiadam wybudzając się z transu,który spowodował będąc tak blisko.-Litujesz się!-warczę ponownie podnosząc się gwałtownie...czuję jego oddech na swoim ciele,wiem,że dzielą nas milimetry...
-Nie lituję,tylko martwię ,nie zostawię cię-powtarza i całuje mnie w policzek,tak nagle i tak szybko...
-Przestań ! Bawisz się ze mną w jakąś durną gierkę! Tyle razy ci mówiłam,jak cię kocham,a ty...-jąkam się,nie potrzebnie to powiedzialam,czasem powinnam uryzć się w język...
-Nie powtarzaj słów ,które są nie prawdziwe...
Jak możesz?! Jak możesz mnie tak ranić?! Kto pozbawił cię serca?!-krzyczę w myślach i gwałtownie zrywam się z łóżka powodując,że wpadam prosto na niego...-Jeżeli w tej chwili stąd nie wyjdziesz to zabiję!-krzyczę próbując wyrwać się z jego objęć-Jeżeli jeszcze raz tu przyjdziesz...-dodaję próbując złapać powietrze...Upadam na zimną posadzkę-Nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham,a zarazem nienawidzę,jak możesz mówić,że kłamię jak?!-krzyczę coraz bardziej bezsilna...-Lepiej nigdy więcej tu nie wracaj,nie mów mi co ja czuję! Nic nie wiesz o moich uczuciach nic ! 
-Sofi ,już nie wracajmy do tego tematu-szepta klękając koło mnie-Gdybyś była pewna uczuć do mnie,to nie całowałabyś się z Erykiem,ja wiem,że tak naprawdę jego kochasz,a nie mnie...-dodaje łapiąc mnie za ramię i pomagając wstać.
-Lepiej już idż i nie wracaj...-dodaję i słyszę jak drzwi zamykają się.

"Nienawidzę cię bo...cię kocham"

czwartek, 11 czerwca 2015

...

Dziesięć 
-Boże Eryk ! Czy to był najlepszy pomysł z tą wycieczką?-zwątpiłam w to widząc ,że jestem coraz wyżej...-Wracajmy ,Amy na nas czeka,a niedługo będzie ciemno-jęknęłam czując okropne zmęczenie.
-Och daj spokój,Amy jest w bezpiecznym miejscu,a my za dziesięć minut będziemy na szczycie-odpowiada mi ,a ja próbuję go dogonić,co marnie mi to wychodzi...
-Eryk nie cieszy mnie ta perspektywa ,jest naprawdę pózno -dodaję przyspieszając kroku.
-Nie marudź ! Już jesteśmy na miejscu-odpowiada mi ,rzeczywiście jesteśmy na szczycie,jestem lekko przerażona będąc na wysokości 2000 m.Patrzę z przerażeniem w dół ,widzę cwany uśmiech Eryka,który kieruje się w stronę wielkiego drzewa.
-Gdzie ty idziesz?-spytałam.
-Do cienia,chodź odpoczniemy i będziemy wracać-odpowiada ,a ja kieruję się w jego stronę 
Przez dłuższą chwilę panowała cisza,która była przerywana szumem wiatru i ludźmi,którzy kręcili się tam i z powrotem...
-Chciałbym abyś zamknęła oczy-szepcze nagle Eryk wyrywając mnie z rozmyśleń.
-Ale dlaczego?-pytam zaskoczona i widzę jak niebezpiecznie zbliża się w moją stronę-Eryk co ty...-czuję jego słodkie usta na swoich i zamieram w bezruchu...Pocałunek z każdą sekundą staję się coraz bardziej zachłanny i odważny.Moje serce wariowało,czułam dreszcze na całym ciele...Czułam cholerną przyjemność ,cholernie było mi dobrze,wspomnienia wróciły,nasz pierwszy pocałunek,nasza miłość...

"Nagle wszystko przestało istnieć ,gdy poczułam jego usta...Były chłodne,słodkie ,chciałam aby ta chwila trwała wiecznie...Jednak był to ułamek sekundy...Spojrzałam w jego oczy widziałam w nich radość ,widziałam,że on czuje coś podobnego,co ja...Sekundy mijały a my wpatrywaliśmy się w swoje oczy i usłyszałam te dwa słowa...slowa ,które są magiczne...Kocham Cię..."

Czułam,że jego oddech także staje się płytki,czułam jak całuję moją szyję,ujmuje mnie w pasie i przyciąga do siebie-Eryk..-jęknęłam a on zachłannie całuje moje usta...Przypiera mnie do drzewa i całuje jak nigdy,nic wokół się nie liczy ,wystarczy,że on tutaj jest,że mogę być z nim...
-Przez ciebie wariuję,każdy twój gest doprowadza mnie do szaleństwa-słyszę szept koło ucha.
-Ty...także..doprowadzasz mnie do szału-cicho jęczę pomiędzy pocałunkami.Po chwili przerywa pocałunek i głęboko wpatruję się w moje oczy-Sofi pragnę cię,pragnę mieć ciebie do końca życia chcę...-skradam mu kolejny pocałunek nie dając mu dokończyć...Czuję się jak jeszcze kilka lat temu...Tym razem przerywam pocałunek próbując wyrównać oddech,uważnie go obserwuję,a on serdecznie uśmiecha się do mnie głaszcząc mnie po policzku-Eryk-cicho szepczę jego imię-My..powinniśmy wracać-dodaję całując go delikatnie po raz ostatni i szybko wstaję...Czy ja go nie kocham? Czy oddając mu pocałunki nie wyrażam w ten sposób miłości...bo jeśli to nie miłość,to czym ona jest?
Czuję jak łapie mnie w talii i pomaga zejść,po 30 minutach znajdujemy się na dole i kierujemy w stronę szlaku,który ma doprowadzić nas na miejsce.Jestem trochę przestraszona,wiedząc,że zostało nam jeszcze jakieś 3 godziny drogi,a słońce niedługo schowa się za horyzontem.Eryk widocznie to zauważa ,bo mocno przytula się do mnie i mówi-Nie bój się,postaramy się jak najszybciej dotrzec na miejsce-słyszę i trochę uspakajam się...Nie mogę uwierzyć w to co niedawno się stało,nie wiem jak to się dzieje,on tak na mnie działa,przy nim myślę nieracjonalnie,tracę wszystkie zmysły...on działa na mnie jak...jak Thomas,z tą różnicą,że aby czuć coś takiego przy Thomasie nie muszę być tak blisko niego,wystarczy,że spojrzę na niego,że coś powie,uśmiechnie się,jednak Thomas wzbudza we mnie także odwrotne uczucia,wydaje mi się jakbym czasem go nienawidziła ,tylko za co? Że go poznałam,że się w nim do szaleństwa zakochałam? Chyba tak..."Sofi Muller ! Wez się w garść ! -karcę siebie w myślach kopiąc kolejny kamyk po drodze.
-Wszystko w porządku?-usłyszałam pytanie od Eryka,kiwam twierdząco głową,że wszystko dobrze...Jedynie co mi teraz dolega,to myśli za jakie się karcę i moja głowa...ból staję się z każdą sekundą niedozniesienia,czuję jakbym latała,widzę ciemność i zasypiam...



"Spoj­rzałam w Je­go uśmie­chnięte oczy.
Czy można ko­goś kochać równocześnie tak moc­no, jak i niena­widzić ?
Można.
Ja jes­tem świet­nym przykładem. 
Za­bijał i zba­wiał mnie jednocześnie.
Je­go wi­dok spra­wiał mi ból i ulgę.
Poz­wa­lał i zab­ra­niał te­go uczucia.



poniedziałek, 8 czerwca 2015

...

Dziewięć 
Granatowa sukienka opinała moje drobne ciało ,a wysokie buty sprawiały,że byłam jeszcze szczuplejsza i wyższa niż w rzeczywistości.Nawet nie wiedziałam po jaką cholerę szłam do tej restauracji na kolację ze skoczkami,nie należę do drużyny,ale cóż nie mogłam odmówić.Zawiązałam chustę i skierowałam się w stronę wyjścia.

Restauracja w której miała odbyć się kolacja była niewielka,co sprawiało,że wnętrze było bardzo przytulne.Usiadłam przy stoliku,gdzie siedzieli już wszyscy,a naprzeciwko mnie Thomas z jakąś ciemną blondynką o porcelanowej urodzie...
-Halo ! Ziemia do Sofi ! Zaraz zrobisz dziurę w podłodze-usłyszałam nad sobą głos Gregora,który promiennie się uśmiechał.
-Och rzeczywiście-odparłam beznamiętnie,spoglądając na skoczka.
-Jesteś tak zamyślona,że nie można w ogóle się z tobą dogadać.Wszystko w porządku?-spytał siadając obok.
-Tak w porządku -skłamałam jak zawsze...
-Cześć jestem Sabrina-usłyszałam głos kobiety,która siedziała na przeciwko mnie.-Ty jesteś pewnie Sofi? Thomas dużo mi opowiadał o tobie,miło cię poznać.
-yy..Tak,tak jestem Sofi,także miło mi cię poznać-odparłam patrząc na blondynkę...Sabrina,więc to ta Sabrina,która skradła serce Thomasa...zabolało,coś zakuło w sercu.Widać było,że gdy ona jest w pobliżu niego jest szczęśliwy.Po kolacji to co powiedział Thomas,było bolesne,ale prawdziwe...
-Chciałbym wznieść toast za naszą drużynę oraz za dziewczynę,która jest dla mnie najważniejsza na świecie-odparł spoglądając na blondynkę,która szeroko się uśmiechnęła.Musiałam wyjść na świeże powietrze,aby wszystko przemyśleć,co mam zrobić,jeśli to tak boli? W co ja się wpakowałam....?-pomyślałam wychodząc przed budynek.Poczułam mroźne powietrze,cisza jaka panowała dookoła mogła uspakajać ,ale na mnie nie działała.-Jeśli będziesz szczęśliwy Thomas,to ja też...-szepnęłam nie oczekując żadnej odpowiedzi.
-Jestem szczęśliwy najbardziej na świecie-usłyszałam głos blondyna,który okrył moje zmarznięte ramiona marynarką.
-To dobrze,cieszę się-szepnęłam wpatrując się w księżyc ,który tą nocą był w pełni.
-Sofi,także bądź szczęśliwa-dodał podchodząc bliżej.
- Ja już wykorzystałam limit szczęścia-odparłam beznamiętnie odwracając się w stronę skoczka.
-Co ty gadasz Sofi ! 
-Nic mi już nie wychodzi,ani w zdrowiu,ani w miłości-szepnęłam wpatrując się w lazurowe tęczówki skoczka.Mogłabym patrzeć w nie w nieskończoność...-Kocham cię Thomas,ale...
-Daj spokój .Zobaczysz,jeśli dasz szansę Erykowi,to odkochasz się we mnie i wszystko będzie dobrze.-odparł jakby to była najprostsza rzecz na świecie,jakby nic nie wymagała od nas...Przecież miłość to takie proste uczucie,że można wyrzucić go kiedy tylko się chce...-denerwowało mnie to jego gadanie.
-Nie każ mi być z kimś kogo nie kocham,sam byś przecież nie popełnił tego błędu-odparłam ironicznie posyłając krzepliwy uśmiech...
-Sofi,wiesz,że nie dam ci szczęścia takiego jakie byś chciała,mogę i chcę być twoim przyjacielem ,ale tylko tyle.Musisz zrozumieć moje uczucia-szepnął przytulając.
-Proszę nie chcę być tak blisko ciebie-szepnęlam chcą oddalić się od blondyna.Mogłabym trwać tak wiecznie,być zawsze tak blisko niego,czuć jego oddech na skórze...
-Thomas ja chciałabym już nigdy cię nie spotkać-kolejne kłamstwo ,które padło dziś z moich ust,kolejne zdanie,które jest bezsensowne ,ale czuję,że dobrze mówię.-Zastanawiam się dlaczego spotkałam cię na swojej drodze,co mialo to wnieść do mojego życia?-spytałam zastanawiając się nad sensem tej rozmowy.
-Życie nie jest usłane różami...Może to,że cię nie kocham to dobrze? Mógłbym cię zranić,a miłość jaką darzysz mnie wiem,że odejdzie...-dodał zbliżając się powodując,że oparłam się o zimną ścianę.
-Moja miłość do ciebie odejdzie razem ze mną,nie rozumiesz,że nigdy,ale to nigdy nie czułam nic takiego jak do ciebie? 
-Nie mogę pokochać cię na siłę ,nic z tego nie wyjdzie.bądzmy przyjaciółmi-dodał łaskocząc mój policzek.Za każdym razem gdy jest tak blisko mnie tracę oddech,tracę rozum,poczucie czasu...Gwałtownie oddaliłam się od niego,powodując zdziwienie na jego twarzy -Przyjaciele nie mogą być tak blisko siebie-szepnęłam podchodząc do małego stolika,który znajdował się na zewnątrz-Moje życie to same kłopoty.dlaczego muszę męczyć się jeszcze rok czy dwa lata? 
-Nie mów bzdur ! Wyzdrowiejesz,dasz szansę Erykowi i będziesz szczęśliwa-odparł uśmiechając się.Poczułam łzy pod powiekami..-Ty ciągle z tym Erykiem ! My nie mamy o czym innym gadać ! Skończmy tą farsę !-warknęłam starając się ominąć Thomasa.-Ej ! Kurde gdybyś nie powiedziała,co do mnie czujesz to...
-To co? Byłoby jak na początku? Uwierz,że mnie bolałoby jeszcze bardziej ,widać,że nie dogadamy się w ogóle...Ja ciebie kocham,ty mnie nie,ty chcesz przyjazni,a ja nie!-syknęłam ,lepiej będzie jak damy spokój z tą i innymi rozmowami.Wracaj do środka Sabrina pewnie się martwi-warknęłam omijając skutecznie skoczka,który jeszcze przez dłuższą chwilę stał na zewnątrz.Zabrałam swoje rzeczy i skierowałam się ponownie na zewnątrz z myślą powrotu do domu,nawet nikt nie zauważył,że wracam w środku świetnie się bawili.
-Wracaj,zabawa jest świetna,ja idę ,cześć-odparłam sucho kierując się w stronę chodnika.Nie usłyszałam odpowiedzi,nawet nie chciałam,jakoś nie interesowało mnie to...
-Mam nadzieję,że się niedługo zobaczymy-krzyknął biegnąc w moją stronę.
-Ja mam nadzieję,że nie-szepnęłam wstrzymując łzy,które coraz bardziej drażniły moje powieki.
-Nie chcę cię stracić ,nie pozwolę na to-dodał po raz kolejny tego wieczoru przytulając mnie do siebie-Dajmy sobie czas,zrozumiesz ,co czujesz do mnie,a ja do ciebie-szepnął całując mnie w policzek...-Wiem co czuję do ciebie ,kocham cię i zawsze tak będzie,sama nie wiem co chcę ,nie widzę cię boli,widzę cię też czuję ból,dotykasz boli,jesteś daleko boli...Jesteś jak narkotyk,który powoduje szkody,ale nie miej go...będziesz czuł się jakby połowa ciebie wymarła...-szepnęłam oddalajac się.

"Pragnęła go tak bardzo,..
Jedynie co mogła zrobić to zrezygnować z Niego,dla dobra ,ale kogo...?

piątek, 5 czerwca 2015

...

Osiem
Nie żyję w krainie czarów,nie spotkam szalonego kapelusznika czy śmiejącego się kota...nie pragnę jednej z tysiąca gwiazd na niebie,bo to nierealne...pragnę jedynie aby moja miłość była odwzajemniona ,chyba jednak to za wiele,jeśli czegoś pragniesz naprawdę często jest to nieosiągalne...

-Dlaczego przyszłaś?-spytał obojętnym tonem spoglądając na mnie,po tym jak wpadł na mnie wychodząc z domu...
-Przyszłam ,bo...-nawet nie mogłam wypowiedzieć jednego zdania,jego obojętność była zbyt bolesna.
-Zresztą nieważne ,lepiej wracaj-odparł przechodząc obok mnie.Czułam chłód bijący z jego ciała,który był skierowany w moją stronę,co ja mu zrobiłam?!
-Thomas porozmawiajmy,proszę-szepnęłam łapiąc za go ramię...
-O czym będziemy rozmawiać? O pogodzie,o skokach? Sama zerwałaś kontakt ze mną,więc daj spokój...
-Chciałam porozmawiać o nas...Masz rację zerwałam tą relację,ale choćbym chciała się z tobą przyjaznić ,to nie mogę,nie dam rady-dodałam spoglądając na skoczka,widziałam,że jest poirytowany,miał dość tej rozmowy.
-Więc jeśli nie chcesz kontynuować tej relacji,to żegnaj-odparł oddalając się.
To wszystko nie może tak się skończyć,nie wystarczy słowo "żegnaj" i po sprawie...Ludzkie uczucia,są wielką tajemnicą dla nas samych.Pobiegłam w jego stronę...-Thomas przepraszam-szepnęłam przytulając się do blondyna.-Za co ty mnie przepraszasz? -spytał łagodnie jeszcze mocniej mnie przytulając.
-Przepraszam za to,że cię pokochałam,jak mam wyleczyć się z tego uczucia,jak?-spytałam uwalniając łzy,które spływały po policzku w ogromnej ilości...
-Sofi z uczucia się nie wyleczysz,ale też nie zmusisz nikogo do pokochania,wiesz co ja czuję do ciebie,a ja wiem,co ty do mnie...
-Więc,co mam zrobić ? Chcę się z tobą widywać,ale z drugiej strony...
-Najlepiej będzie,jeśli już pójdziesz-odparł wpatrując się we mnie.
-Muszę zaczekać na Eryka,jest z Amy ,więc muszę poczekać-szepnęłam siadając na ławce.
-Mamo !-krzyknęła mała dziewczynka podbiegając do mnie.
-Amy ! Jak się bawiłaś?-spytałam widząc uśmiechniętą twarz mojej córki.
-Było super ! Zoo jest takie duże-odparła uśmiechając się.
-Dobrze,cieszę się,że ci się podobało,idziemy do domu-dodałam wstając z ławki.
-Poczekaj,porozmawiajmy-odparł Eryk zagradzając mi drogę.
-O czym chcesz rozmawiać?-spytałam obojętnie.
-O nas-odparł szybko patrząc na mnie uważnie...
-O nas? Nie ma,nas i nie będzie,więc temat skończony-dodałam obojętnym tonem.
-To nie skończy się tak Sofi,wiesz,że cię kocham ,ty też mnie kochasz.-pewność z jaką to powiedział była porażająca,skąd mógł znać dokładnie moje uczucia?-Amy poczekaj koło huśtawek-zwróciłam się do córki,po chwili pobiegła we wskazane miejsce.
-To nie ma sensu,ja nie jestem pewna swoich uczuć,więc zakończmy ten temat na zawsze-odparłam oczekując odpowiedzi od Eryka.
-Sofi błagam daj nam szansę,czuję,że może nam się udać-szepnął zbliżając się do mnie,za blisko był...
-Po co zaczynać coś,co skończy się prędzej niż się tego spodziewamy!-warknęłam uwalniając emocje,które ukrywałam od dłuższego czasu.
-Przecież nie może być tak zle ! Jeśli byłoby tragicznie,to...to byś ciągle była w domu lub szpitalu-szepnął łapiąc mnie za nadgarstek zbliżając się jeszcze bardziej-Razem damy radę,kocham cię i nie zostawię,nigdy-dodał głaszcząc mnie po policzku...Pogubiłam się,znów to uczucie,znów to ciepło jakie pojawia się,gdy mnie dotyka,co ja robię...
-Proszę przestań Eryk,nie będziemy razem,to skończony rozdział-odparłam stanowczo oddalając się od bruneta.
-Sofi powiedz szczerze...Czy jest ktoś,kogo pokochałaś?
Dlaczego musiał zadać to pytanie? Co ja mam odpowiedzieć? Nie wiem dlaczego,nie wiem jaka siła to zrobiła,ale skłamałam prosto w oczy brunetowi 
-Nie nikogo nie pokochałam-odparłam szybko,gdy wypowiedziałam te słowa spoglądając w stronę Thomasa,który nadal był w tym samym miejscu,serce pękło mi na pól ,co ja mówię?! Dlaczego muszę tak kłamać?!-krzyczałam w myślach modląc się aby emocje nie wzięły góry...
-To dobrze-odparł uśmiechając się.
-Dobrze? -spytałam drżącym głosem.
-No tak-dodał obojętnie.
-Muszę iść ,Amy czeka-dodałam oddalając się w stronę córki.

Za nim się obejrzałam ,już byłyśmy w domu,dochodziła 18.00 więc postanowiłam zrobić coś na kolację i położyć Amy do łóżka,na pewno jest zmęczona po kolejnej wycieczce z tatą.Ciągle myślami byłam pod skocznią ,nie mogłam przestać myśleć o tej całej sytuacji,moje życie do jakiś rollcoster ,który nie może się zatrzymać,zastanawiam się kiedy w końcu choć jeden dzień będzie bez żadnych problemów? Moje życie,to jakakaś kiepska komedia w której muszę grać główną rolę...choroba po cichu mnie niszczy,a ja nawet nie mam czasu być szczęśliwa...nie wiem jakim cudem jeszcze chodzę,wykonuję różne czynności,powinnam teraz być ledwo żywa,mimo iż jest coraz gorzej nawet nie odczuwam tego może nie mam czasu zauważyć i odczuć,że jest coraz gorzej...Nie wiem co będzie,i nie chcę wiedzieć..

"To było nie do zniesienia. Wszystko. 
Każda kolejna sekunda zdawała się gorsza od poprzedniej."

poniedziałek, 1 czerwca 2015

...

Siedem
W swoim życiu zawsze podejmowałam decyzje ,które mnie raniły,zawsze byłam gotowa poświęcić się dla drugiego człowieka,mimo iż cierpiałam.Tym razem także było podobnie ,ale jeśli dzięki temu mam o nim zapomnieć to warto było zaryzykować.Przez te wszystkie dni kiedy nie mogłam go zobaczyć czułam jakbym straciła cząstkę siebie ,jakby moja dusza umierała...Myślę,że na początku tak jest ,a potem zapomnę,muszę zapomnieć...Dzięki Amy,która zajmowała cały mój czas nie myślałam wiele o nim,chciałam zakończyć,to co nie miało prawa się udać,bo miłość bez wzajemności nie istnieje,więc jak to nazwać?...Tak bardzo chcę się odciąć od tej znajomości,więc dlaczego? Dlaczego w tej chwili znajduję się pod domkiem dla skoczków tylko po to aby go zobaczyć...Chciałam wejść,ale coś mnie powstrzymało,coś mówiło "Nie wchodz !"

Bergisel

-Stary bierz się do roboty ! Odkąd wróciliśmy kilka dni temu z tego szpitala zachowujesz się jakbyś zaraz miał umrzeć,nawet nie zamierzasz nic powiedzieć-odparł szatyn zirytowany zachowaniem przyjaciela.
-Nie ma o czym rozmawiać ,nic mi nie jest !-warknął blondyn podnosząc się z krzesła.
-Chodzi o Sofi tak?-spytał Gregor uwaznie przyglądając się przyjacielowi.Trafił idealnie,na samo wspomnienie dziewczyny twarz blondyna posmutniała.
-Nie chce ze mną rozmawiać i tyle-wytłumaczył.
-I tyle? Chyba żartujesz ! Widzę Thomas,że cholernie ci jej brakuje.
-Owszem brakuje mi jej,ale co mam zrobić? Widocznie nie była moją przyjaciółką jeśli tak łatwo było jej zerwać ze mną kontakt-odparł z wyrzutem niebieskooki spoglądając na szatyna.
-Thomas czy nie jest tak,że...coś czujesz do niej,coś głębszego niż tylko przyjaźń?-spytał podchodząc do przyjaciela.
-Nie Gregor...Nic nie czuje do niej oprócz przyjazni,jedyną kobietą którą kocham jest Sabrina,ale nie będziemy razem,to skomplikowane...
-Skomplikowane? Co jest takiego w Sabrinie,że to ona skradła ci serce?
-Ech Schlieri,ale ty masz pytania,ale jeśli chcesz wiedzieć...Sabrina to dziewczyna przy której czuję się swobodnie,rozumie mnie,nie ma większych zmartwień,nie przejmuje się wszystkim jak inni,czuję się przy niej jakbym był beztroskim chłopakiem,który nie będzie ponosił żadnych konsekwencji jeśli coś zrobi...
-Tak szczerze? To nie miłość Thomas...-odparł Gregor uśmiechając się.
-Że co? Jestem pewny,że kocham tą dziewczynę,ale...-nie dokończył ,nie umiał tego zrobić.
-Czy miłość polega na beztroskich chwilach ? Thomas ile ty masz lat? Ta dziewczyna nie jest dla ciebie,ona żyje inaczej,żyje w świecie w którym nie ma żadnych problemów,a kiedy przyjdą ona nie będzie umiała ich rozwiązać ,czy ty chcesz być w takim związku?-spytał zirytowany postawą przyjaciela,który w tak beznadziejny sposób myślał.
-Może i masz rację,ale kocham ją ,kocham Sabrinę !-krzyknął nerwowo chodząc po pokoju,miał dość tych wykładów...
-Co czujesz do Sofi?
-Daj spokój ! Mówiłem ci jest dla mnie ważna jako przyjaciółka ! -warknął po raz kolejny kierując się w stronę wyjścia.
-Kochasz ją Thomas,nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo,a przyjazń między kobietą a mężczyzną nie istnieje-dodał szatyn spoglądając na przyjaciela.
-Co ty możesz wiedzieć o moich uczuciach,nic nie czuję do niej ! Jeśli ma być tak to dobrze,że już jej nie widuję ! Bardzo dobrze,że nasza znajomość dobiegła końca,mam dość tego gadania o tym,że ją tak bardzo kocham a to nie prawda ! Po raz ostatni ci to powiem,ta dziewczyna nic dla mnie nie znaczy! I tak niedługo odejdzie...-te ostatnie słowa wypowiedział szeptem ,ale i tak Gregor je usłyszał.
-Że co? Co ty chrzanisz? ! -spytał podchodząc do skoczka.
-Sofi...ona...z resztą nie ważne-dodał otwierając drzwi.

"Nic dla mnie nie znaczy" "I tak niedługo odejdzie" tylko te słowa były w mojej głowie,tylko to w tej chwili słyszałam...To był zły pomysł tu przychodzić,to był zły pomysł...Stałam jak zaczarowana przed drzwiami,nie mogła zrobić ani kroku,w jednej sekundzie zobaczyłam Go,stał przede mną i moje serce stanęło...Tak bardzo mnie bolało,a z drugiej strony przyspieszało gdy był blisko mnie,ktoś kiedyś zadał mi pytanie co wolę? Czy spotkać osobę i ją pokochać,która sprawia,że twoje serce przyspiesza,czy osobę ,którą kochasz,ale z przyzwyczajenia? Teraz wiem,wiem,że ta pierwsza opcja jest lepsza,wiem kogo naprawdę kocham...Pogubiłam się w własnych uczuciach,które nie mogą być odwzajemnione.

"Miłość jest jak zamek...Jeśli nie dostaniesz klucza do środka 
możesz stać i podziwiać z boku"